Niefilozoficzne pojmowanie czasu
Przepraszam za ten falstart z niedoklejonym tekstem.
Ja tu często wrzucam swoje osobiste wątki do czytania, co może nie jest najlepiej odbieranym sposobem na prowadzenie sensownej narracji, bo łatwo wyprowadzić ocenę, że jakieś wątki lansiarskie i narcystyczne deficyty robią za formę autoterapii, ale biorę te ryzyko, ze świadomością, że to jest i tak ciekawsze niż jakieś solo popisy z czapy, i filozofowanie na tematy, których się nie zna i nie ma istotnych informacji, a zaledwie medialny bulgot. To tutaj było wielokrotnie przy różnych okazjach bez litości wyszydzane.
No to jedziem.
Często słysze, że im człowiek starszy, to odczucie szybciej uciekającego czasu staje się silniejsze. I rzeczywiście również u mnie takie wrażenie powstaje. Świadomość, że ten zasób się kurczy, jest go coraz mniej jest silniejsza i coraz częściej tłucze się w głowie.
Banalnie wiadomo, że nieuchronnie nic się z tym zrobić nie da, a jedyne co można, to albo wykorzystać czas efektywne, albo popracować nad tym, żeby jakość tego co i tak przecieknie między palcami była większą i dawała jakąś przyjemność i satysfakcję.
Na to można mieć wpływ rzeczywisty i dobrać dla siebie właściwą konfigurację tak, żeby nawet czas przebębniony na niczym konkretnym nie był odczuwany jako strata.
Odgwizdałem swój ostatni mecz w tym sezonie. Trzynastym z rzędu. Z grubsza podliczając mam za sobą już przeszło siedemset meczy, a licznik w tym sezonie domyka się cyfrą 56.
I tak to biega. Z początkującego robi się zaawansowany, a z zaawansowanego weteran. Tutaj upływ czasu to dobra rzecz, bo pojawia się szansa, że by stać się bardziej świadomym tego co się dzieje, lepiej przewidującym, bo doświadczenie buduje ten proces i pozwala go lepiej monitorować.
Nic z tego dla tzw. potomności nie zostanie, do tego czasami żona brzęczy, bo mnie nie ma w domu i nie ma z tego dla niej żadnego pożytku, ale to dla mnie dobrze spędzony weekendowy czas i nie mam zamiaru z tego rezygnować, chociaż horyzont planowania się skurczył i nie wybiega już poza “spróbuje jeszcze jeden sezon”.
Przyda się po drodze trochę szczęścia, przywilej jest cieszyć się zdrowiem, tak samo jak poukładane sprawy w życiu i wtedy zamierzyć się na coś większego, co wykracza poza to co jest już opanowane.
Są też sprawy, które dzieją się obok, dając satysfakcję i nadzieję, a które nie są bezpośrednim moim doświadczeniem, ale dają kopa i podnoszą na duchu i o tym teraz trochę.
Mój przyjaciel z Białorusi, Dmitrij Alehnowicz wrzucił na fejsbuka swoje wspomnienie o moim obozie karate, który zorganizowałem w 1997 roku w Chęcinach.
W googlowym tłumaczeniu leci to tak:
W 1997 roku wziąłem udział w letniej szkole karate Kyokushin polskiej organizacji pod okiem słynnego mistrza Sensei Piotra Szeligowskiego, którego uważam za swojego Nauczyciela i bliskiego przyjaciela. To była niesamowita podróż w świat sztuk walki! Dwa tygodnie intensywnych i bardzo różnorodnych sesji treningowych, które odbywały się w różnych warunkach i z wykorzystaniem różnorodnych tradycyjnych i niestandardowych metod treningowych.
Co trzy dni odbywał się godzinny trening (trening fizyczny i kata), później były jeszcze trzy treningi z dużymi obciążeniami i walki kontaktowe.
Następnie był jeden dzień odpoczynku (piesze wędrówki po górach i jaskiniach, zwiedzanie zabytków z przewodnikiem, park wodny). Tak wyglądał każdy czterodniowy cykl.
To było najfajniejsze i najważniejsze seminarium w moim życiu. Piotr Szeligowski obudził we mnie silną chęć pójścia naprzód, więc po kilku miesiącach w Moskwie pewnie i pomyślnie zdałem egzamin na czarny pas u Hanshi Steve'a Arneila.
Dziękuję, Sensei Piotr Szeligowski! Dałeś mi przyszłość i zawsze będę o tym pamiętać! Na wszystkich seminariach, które prowadzę na Białorusi i za granicą, zawsze wspominam Twoje imię! OSU!
Ale jest jeszcze jedno ważne wspomnienie z tamtego czasu.… Moja córka Olga poszła w tym roku do pierwszej klasy szkoły. I chciałam jej kupić plecak szkolny. Moi polscy przyjaciele widzieli, jak starannie wybieram plecak dla mojej małej córeczki, szukałam długo, ale nie kupiłam. Wtedy nie byłam wystarczająco zabezpieczona finansowo, ten zakup był dla mnie bardzo drogi i miałam wątpliwości. Sensei Piotr to zrozumiał i postanowił kupić mi ten plecak. Oczywiście odmówiłam, wstydziłam się. Ale Piotr nalegał! Piotr jest teraz głównym producentem markowych produktów do sztuk walki! Zamówiłam już 6 plecaków Kyokushin dla całej mojej rodziny: córki, syna, zięcia, wnuczki, wnuka i siebie! Teraz mogę sobie pozwolić na samodzielny zakup. Do zobaczenia na Mistrzostwach Świata w maju 2025 w Lipsku w Niemczech, mój drogi bracie Budo Sensei Piotrze Szeligowski!
Z Dima na Mistrzostwach Swiata w Walencji 2002
Dmitrij, które jest szefem białoruskiej organizacji karate i ma już dwa stopnie mistrzowskie więcej niż ja (ma 6Dan), podkreśla wielokrotnie, że jestem jego nauczycielem i pomogłem mu przygotować się do egzaminu na pierwszy stopień mistrzowski karate.
Moje zdjęcie wisi w jego Sali treningowej obo innych, większych ode mnie mistrzów, co mnie trochę zastanawia i peszy. Mimo wszystko nie przywykłem do takich rzeczy i nasze relacje widzę z trochę innej perspektywy.
Najciekawsze jest to jak różna jest perspektywa dotycząca tego obozu w Chęcinach. Byliśmy razem w jednym czasie, w jednym miejscu, zajęci byliśmy tymi samymi sprawami, a ja ten obóz wspominam zupełnie inaczej.
To było lato 1997 roku, wtedy kiedy była wielką powódź. Lało również w Swietokrzyskiem, ale nie tak jak na Dolnym Śląsku.
To był również rok, w którym wprowadzono liczne zmiany i ograniczenia w sposobie i warunkach organizacji tzw. letniego wypoczynku młodzieży.
Komuś zaczął przeszkadzać wolny rynek i zaczęło się jego reorganizowanie. Obóz trzeba było zarejestrować w kuratorium oświaty, w tym wypadku w Kielcach, zorganizować obóz w ośrodku przeznaczonym do tego typu eventow (w tym wypadku internat zespołu szkół w Checinach) i postępować zgodnie z zaleceniami organizacyjnymi.
To był koszmar od momentu zanim obóz się zaczął i skończył się jak wróciliśmy do domów.
To był też czas, kiedy obozy organizowane przez np. biura podróży, były ścigane I mandatowane za nieprzestrzeganie zaleceń ministerstwa oświaty i kuratoriów. Lepili mandaty za wszystko.
Zaczynało się od od zhaltowania autobusów, sprawdzeniu trzeźwości kierowcy, stanu opon itp. Tutaj mandat dostawał kierowca, albo ewentualnie przewoźnik. Mnie w tym rozdzielniku nie było. No, ale potem było już tylko gorzej.
Żeby obóz mógł być zatwierdzony trzeba było wysłać zgłoszenie z terminem, listą uczestników, listą tzw. wykwalifikowanej kadry, ubezpieczeniem, planem ramowym całego obozu, żeby mogła być wyydana zgoda na “organizację wypoczynku”.
W drugim dniu obozu mieliśmy od razu kontrolę z kuratorium i serię zaleceń organizacyjnych. Po sprawdzeniu “kart uczestnika”, dostałem jako kierownik zalecenie przeprowadzenie badania medycznego wszystkich uczestników (130 osób), z wpisaniem w rubrykę aktualnej wagi zawodników, i ponowne badanie na dzień przed wyjazdem. Musiałem się umówić z lekarzem z lokalnej przychodni i stawić ekipę na to ważenie, co zajęło z grubsza trzy godziny. No i koszty, bo za darmo to można tylko po mordzie dostać.
Drugie zalecenie było takie, że dzienniczki zajęć, którymi żeśmy się posługiwali (zakupione w sklepie, z drukowanymi rubrykami), okazały się starego wzoru, czyli nieaktualne, i pani kurator zaleciła zakup zeszytów 32 kartkowych i odręczne wyrysowanie rubryk w zeszycie. Podzieleni na grupy – było nas w sumie sześciu instruktorów – siedzieliśmy wieczorami i według planu obozu pisaliśmy w tych zeszytach nonsensy, czyli realizację planu, dzień po dniu. To był pierwszy raz kiedy ja ten idiotyzm realizowałem i jak się okazało później – ostatni.
Pani kurator po tych zaleceniach wspomniała, że w ciągu najbliższych dni będzie jeszcze kontrola z sanepidu i zapowiedziała się na swoją drugą, podsumowującą wizytę pod koniec obozu.
Powiedziałem o tym dyrektorowi ośrodka, że przyjedzie sanepid i on wpadł w lekką panikę, i zaczął dzwonić. To były początki internetów i telefonów komórkowych.
Dyrektor od razu zrzekł się odpowiedzialności za budynek, w którym przebywaliśmy i powiedział, że to na nas jako grupie spoczywa obowiązek za utrzymanie porządku na obiekcie – czystą podłoga, toalety, korytarze i oczywiście pokoje.
No więc zaczęło się szkolenie. Zebrałem całą ekipę I zrobiłem pokaz jak powinien wyglądać porządek na pokojach. Po porannej zaprawie, a przed śniadaniem wszyscy mają pół godziny, żeby doprowadzić pokój do glancu. Ścielenie łóżek – prosta sprawa – jak w wojsku. Łóżko jak lotnisko, żadnych wypiętrzeń, nierówności, nie daj Boże piasku lub innych paprochów. Porządek w szafach i szufladach, żadnego żarcia wyniesionego ze stołówki, serów, wędlin, itp. Buty w szeregu, pranie rozwieszone, podłoga na mokro.
Po pół godzinnych przygotowaniach szła nasza inspekcja i robiła odbiór obiektu. Jak jakiś pokój nie splenial standardów, wszystko co było nieporządkiem wylatywało przez okno i ekipa miał połowę czasu na doprowadzenie obiektu do gotowości do inspekcji.
Tradycyjnie konkurs na najlepszy pokój był punktowany i na najlepszych czekały nagrody na koniec obozu.
Jak przyjechał inspector z sanepidu to miał tylko jedną uwagę – że podłoga była mokra iI sprawdzał czy dach po deszczach nie przecieka, bo nie chciał uwierzyć, że jest jechane codziennie na mokro.
Gorzej wypadła kontrola na stołówce. Tam się posypały jakieś mandaty, bo na kuchni zawsze coś się znajdzie.
Druga kontrola z kuratorium była jeszcze większym kuriozum i musiałem wysłuchać wielu dziwnych uwag.
Po pierwsze pani kurato się nie podobało, że dzieci od rana do wieczora są na treningach i poza sportem nic nie robią. Trochę uratowały mnie wycieczki do jakini Raj, do aquaparku, do Kielc, ale generalnie uwaga była taką, że dzieci się nieharmonijnie rozwijają, jednostronnie poświęcając za dużo czasu na sport, z zaniedbaniem innych apektow wychowania i edukacji.
Znaczy się… powinienem robić np. Konkursy piosenki, recytatorskie, warsztaty malarskie, a nie tylko to karate…
Sprawdziła nasze dzienniczki zajęć, tam też każdemu napisała zyebke. Mnie dłuższy elaborat- pouczenie z zaleceniem kursów dokształcających przez kolejnym sezonem wakacyjnym.
Jak się obóz kończył, to ja wiedziałem, że to jest mój ostatni event organizowany w ten sposób. W kolejnym roku zorganizowałem obóz w Czechach i tam macki żadnego polskiego kuratorium już nie sięgały.
Ten obóz to był dla nas prowadzących koszmar, bo musieliśmy się pilnować jak nienormalni. Kontrolę były oczywisicie niezapowiedziane. Tzn. wiedzielismy, że przyjadą, ale nie wiedzieliśmy kiedy?
Moje wspomnienia z tego obozu są bardzo mieszane, a pierwsze co mi przychodzi do głowy, to właśnie te bolszewickie zasady z wydziału oświaty i kontrole.
Wiatry wieją proszę państwa. Fast forward to today.
Właśnie zakończyłem sejse zdjęciową z Ramonem Pfändler – mistrzem Świata w karate, który od teraz będzie ambasadorem mojej marki ubiorów do karate.
Znamy się z Ramonem od lat kilkunastu kiedy on jeszcze był juniorem więc byłem obok świadkiem całego procesu jak z początkującego karateka rozwinął się ktoś kto został mistrzem Świata, chociaż nie brałem w tym procesie żadnego udziału.
Ramon oprócz tego, że trenuje karate, gra również w hokeja i jest wcale niezłym bramkarzem. Dwukrotnie na przestrzeni ostatnich kilku lat sędziowałem na turnieju mecze z jego udziałem.
Ostatnie dwa sezony hokejowe pauzował, bo w całości poświęcił się przygotowaniom do Mistrzostw Świata w karate, które wygrał w październiku ubiegłego roku w Crawley, w Wielkiej Brytanii.
Rozmawialiśmy o tym. O drodze do rosnącej świadomości celu, drodze do tego w jaki sposób to osiągnąć, o detalach, które decydują o wygranej i sukcesie. Ramon zbudował swoją głębię, rozwinął swoje metody, które zaprowadziły go tam gdzie teraz jest i to już zostanie z nim do końca. Jest mistrzem Świata i już będzie nim zawsze. I tyle.
Jego sukces to nie jest przypadek, bo Ramon jest również Mózg. W wakacje będzie bronił doktoratu z biologii systemowej na renomowanej uczelni ETH w Zurichu.
No i oprócz tego jest przystojnym, fotogenicznym, bardzo miłym, komunikatywnym facetem.
Sprawy się poukładały dla mnie tak, że jakość szwajcarskiego mistrza Świata zespawam z moim flagowym produktem, który też jest sygnowany przez moją szwajcarską firmę. Szwajcarski Mistrz Świata i szwajcarska marka Karate-Gi. Nie ma dla mnie lepszego połączenia. Jakość, precyzja, najwyższa wartość jaką możemy osiągnąć.
Czas na podsumowanie.
W tym roku zrobię również imprezę, która zepnie klamrą moją ubiegłą dekadę. Świętuje swoje urodziny raz na dziesięć lat.
Na trzydzieste urodziny wynająłem Pałacyk Prezydencki w Wiśle i balowaliśmy przez weekend z programem artystycznym i szusowaniem na nartach.
Czterdziestkę obchodziłem w Szwajcarii w lekkim rozkroku. Czekałem w Polsce na wyrok w sprawie rozwodowej i szykowałem się do życiowego transferu w inny obieg walutowy.
Pięćdziesiątkę w bardzo wąskim, męskim gronie kilku kumpli w Bytomiu.
No, a w tym roku mi cyknie sześć dych. Wymyśliłem, że zrobię kilka imprez. W tej chwili realnie rysują się dwie – jedną w Szwajcarii, drugą w Polsce i całkiem prawdopodobne, że trzecią w Londynie. Do wakacji ogarnę temat i wiadomo - lipy nie będzie, co ma ścisły związek z tym co wyżej napisałem.
Szkoda czasu na półśrodki, kompromisy, jazdę po taniości, bo to wszystko sposoby na wpuszczenie w obieg tandety, która zubaża nasze życie i powoduje, że wszystko traci na wartości i na końcu nie ma już o co się bić. Koniec jest taki - wjeżdża flacha, na która nie ma innego pomysłu niż wyzerowanie i robi się z życia beznadzieja.
Nie stać nas na to, bo czas, którego nam wszystkim ubywa, staje się zasobem coraz bardziej cennym, którego nie wolno nam marnować.
tagi:
![]() |
valser |
31 marca 2025 14:17 |
Komentarze:
![]() |
cbrengland @valser |
31 marca 2025 15:14 |
Napisz o co chodzi, może podpowiem, jak będę wiedział. Może być na priv albo email, cbgengland, a potem @gmail.com
Kiedyś napisałem cały tekst, jak pisać notki, a potem wklejać do SN, szybko i na temat :-)
_________
![]() |
valser @cbrengland 31 marca 2025 15:14 |
31 marca 2025 15:34 |
poszlo. Po bolach i mekach.
![]() |
Henry @valser |
31 marca 2025 16:15 |
Przebojowy gość jesteś.
To od jakiego wieku karate ćwiczyć ?
![]() |
valser @Henry 31 marca 2025 16:15 |
31 marca 2025 16:52 |
Zaczalbym od dwoch lat, od nauki jazdy na lyzwach.
![]() |
cbrengland @valser 31 marca 2025 15:34 |
31 marca 2025 17:27 |
Tak, czy inaczej, ciekaw jestem, o co poszło. Chyba, że już wiesz i następnego falstartu nie będzie :-)
________
![]() |
chlor @valser |
31 marca 2025 17:29 |
Taki obozowy dryl to miałem przez wszystkie lata podstawówki na koloniach letnich.
Pobudka, ćwiczenia i biegi na powietrzu, mycie w zimnej wodzie a potem perfekcyjne sprzątanie sali i ścielenie łóżek do stanu idealnej gładkości. Dalej apel poranny podczas którego komisja sprawdzała jakosć porządkowania i źle posłane lózko wywalała w częściach przez okna. Na drzwiach sal lista mieszkańców i oceny z porządku za każdy dzień. Wieczorem po myciu ponowna kontrola z wystawianiem ocen. Badanie, ważenie na początku i końcu pobytu.
Chyba to samo pokolenie kuratorium to organizowało. Banda debili.
![]() |
valser @chlor 31 marca 2025 17:29 |
31 marca 2025 17:56 |
To byly czasy "schladzania gospodarki" i komuszego powrotu do wladzy. Buzek, Oleksy, Cimoszewicz, Balcerowicz i Kwasniewski jako prezydent. Z tym schlodzeniem, to tak przegieli, ze zamrozili i zrobili strukturalne bezrobocie.
Ja ucieklem z organizacja obozow za granice. W Czechach wtedy wszystko bylo normalnie.
![]() |
bosman80 @valser |
31 marca 2025 19:11 |
"To byly czasy "schladzania gospodarki" i komuszego powrotu do wladzy. Buzek, Oleksy, Cimoszewicz, Balcerowicz i Kwasniewski jako prezydent. Z tym schlodzeniem, to tak przegieli, ze zamrozili i zrobili strukturalne bezrobocie."
Dalej schładzają. Doktryna ekonomiczna wiecznie żywa. Łącznie z "rozwojem polaryzacyjno-dyfuzyjnym" = czyli depopulacją.
https://www.rp.pl/budzet-i-podatki/art42041771-zadluzenie-panstwa-przekroczylo-2-bln-zl
Miasta to centra bogacenia się. Duże miasta zasysają ludzi z mniejszych ośrodków, co chyba ogarnia każdy. A model rodziny 2+3 w takiej Warszawie, Krakowie, czy Wrocławiu to przecież jakaś fanaberia. Jak nie doinwestujesz mniejszych ("zrównoważony rozwój miast") to kończysz, tak jak nam Klub Rzymski zaplanował już w latach 70-tych. Żeby w Polsce nie 60 mln ludzi było, ale 27 mln. I tak sobie tam idziemy.
Wracając do odczuwania czasu. Który mimo, że liniowy i równy, to jakby z wiekiem cały czas przyśpieszał. I nabierał charakteru wykładniczego.
Mój wujek tłumaczył to tak:
"Jak człowiek ma 4 lata i przeżyje 1 rok, to jest +25% jego życia. Doświadczeń nowych, przeżyć i emocji, jakie zostają na całe życie. A to bardzo wiele. Jak człowiek ma lat 40 i przeżyje kolejny rok, to jest tylko +2,5% jego życia. A to już niedużo."
Cały czas się dobudowuje. :-)
P.S. Wujek opowiadał też, jak dowcip, jak w wojsku dla szeregowych tłumaczy się czasoprzestrzeń. Czyli sprowadza się to do rozkazu: "Sprzątasz stąd... do obiadu" ;-)
![]() |
qwerty @valser |
31 marca 2025 19:42 |
Przemijanie ma aspekt sympatycznego sentymentalizmu. I jest to miłe w narracji i odbiorze. Ja wstecz lubię popatrzeć w aspektach: czy były dyscypliny życia gdzie byłem najlepszy i honorariami to doceniono, czy chociaż kilku osobom uratowałem życie/egzystencję w postkomunie, czy chociaż jednego funkcjonariusza postsowieckiego systemu wyeliminowałem z kariery, .. . No i retrospekcja gdzie i dlaczego byłem naiwny w odbiorze rzeczywistości.
![]() |
BTWSelena @valser |
31 marca 2025 20:38 |
(...) bo czas, którego nam wszystkim ubywa, staje się zasobem coraz bardziej cennym, którego nie wolno nam marnować.".. Nie każdy to zrozumie ....i marnuje swoje predyspozycje na głupoty.
A życie Valserze jest tak krótkie jak dobry urlop.Myślę,ze miałeś interesujące życie,ale z pewnością zawdzięczasz to lekcjom wzlotów i doświadczeń,oraz ciężkiej nauce. Nie każdy w sile wieku nawet tej sześciesiątki kończy szczęśliwie i z takimi przyjaciółmi u boku. Więc życzę dalszej dobrej drogi,zdrowia i owocnych notek na SN............
![]() |
valser @bosman80 31 marca 2025 19:11 |
31 marca 2025 22:12 |
Idiotyzmy systemu trzeba sabotowac, niszczyc, albo omijac. W zaleznosci od kalkulacji ryzyka. Ja tu nie mam zadnych wahan i litosci.
A czas i przestrzen... no coz... wszystko jest pozakrzywiane. Siedzi zolnierz w okopie i sierzant mowi do niego - szeregowy Kowalski, widzicie to drzewo? szeregowy na to - Pie*dole, nigdzie nie lece.
![]() |
valser @qwerty 31 marca 2025 19:42 |
31 marca 2025 22:23 |
Nie wiem, czy sentymentalnie u mnie?
Raczej w deseniach czarnego humoru. Moja zona potrafi mnie z bomby zapytac - jak bys wiedzial, ze umrzesz, to jakie byloby twoje ostatnie danie, ktore chcialbys zjesc? Albo - co zrobisz, gdybym nagle umarla?
To w kontekstach "nie znasz dnia ani godziny".
Ja juz generalnie mam spokoj na zaworach. Nie musze sie na nic napinac. Mam juz tyle najechane, ze jak sie lina zerwie, to ja nie mam czego zalowac. Bylo i jest szybko, ostro, intensywnie, wieloetapowo, roznorodnie i na bogato. Z usmiechem na twarzy, z wynikami wiec jakies syndromy niespelnienia nie wchodza w gre.
Najdziwniejsze jest to, ze jesli juz na czyims zyciu jakis slad zostawilem, to raczej przez nieuswiadomione moje, przez zabawe i rzeczy zupelnie przeze mnie nieplanowane i bez wielkich intencji.
Teraz to sie troche zmienilo, tak jak z Ramonem i ta sesja zdjeciowa do moich kimon.
No, ale sam siebie pytajac - ile razy bede mial jeszcze szanse zrobic numer - szwajcarska firma + szwajcarski mistrz Swiata = promocja mojego sprzetu?
Take tematy lubie atakowac. Z korzyscia dla kazdej strony.
![]() |
michal-liduk @valser |
31 marca 2025 22:24 |
Ja w 97 roku byłem po 2 klasie podstawówki na 3 tygodniowej kolonii w Ustce, skąd również wróciłem wyćwiczony. Gdy później dojechałem do Babci na wieś dziwiła się, że sam sobie wcześnie rano organizuję pobudkę, poranną toaletę itd. Ta powódź mnie wtedy zupełnie ominęła, a tu na południu było ostro. Nawet w moim Sosnowcu były lokalnie zalane obszary.
Zawsze z zainteresowaniem czytam Pana wpisy, dają kopa do działania, pozdrawiam!
![]() |
valser @BTWSelena 31 marca 2025 20:38 |
31 marca 2025 22:27 |
Ja mam coraz wiecej kolegow, ktorzy nie biora zadnych urlopow. Maja juz czas wolny. Przeszli na emeryture, znaczy sie.
Ja natomiast odkad pamietam mam wakacje, z krotkimi przerwami na jakies akcje, ktore maja polozyc chcleb na stole. Reszta jest zabawa. Ostatnie dwa lata mialem obnizone loty, dwie dwie akcje serwisowe na kolano i bark, ale w tym sezonie sie dzwignalem fizycznie.
Losiu mi przepisal dobre jogurty i witaminy i jakos to poszlo.
![]() |
valser @michal-liduk 31 marca 2025 22:24 |
31 marca 2025 22:39 |
Ja sie chcialem usprawiedliwic o tyle, ze zwykle robilem normalne obozy, a ten KL Checiny mi wyszedl dlatego, ze nie chcialem dawac zadnej szansy na to, zeby przywalili mi jakis mandat.
Natomiast to co te postbolszewickie urzedy powymyslaly, to bylo nie do zaakceptowania na dluzsza mete i wypalilo na twardym dysku zupelnie inne wspomnienia nie te ktore zarejestrowal Dmitrij.
On mnie poprosil, zeby rzed oficjalnym treningiem umawiac sie na godz. 6.00 rano i trenowac technike i kata, bo juz wtedy planowal ten egzamin i u siebie nie mial sie jak przygotowac. Wiec jak ekipa wychodzila na godz. 7.00 rano na rozruch, to mysmy juz mieli godzine najechane.
W Swietokrzyskim tez byly podtopienia, ale nie bylo widac jakis wielkich strat. 1997 to byl dla mnie dobry rok, tylko te idiotyczne okolicznosci wokol tego obozu...
![]() |
qwerty @valser 31 marca 2025 22:23 |
31 marca 2025 22:39 |
Czyli, trzeba sobie organizować wyzwania aby nudno nie było.
![]() |
valser @qwerty 31 marca 2025 22:39 |
31 marca 2025 22:55 |
Albo sobie czlowiek sam zycie zorganizuje, albo zrobia to za niego inni. Generalnie zaleca sie jednoczesnie odwage i duza ostroznosc z planowaniem kilku ruchow do przodu.
Trzeba dokladnie przeobserwowac i zanalizowac ruchy tesciowej, najlepiej przyszlej tesciowej, zanim sie wejdzie w kociol. Bardzo potem szybko mozna sie znalezc na kursie kolizyjnym, a na koncu sie moze okazac, ze twoj drugi pilot, to nie jest zadna zaloga z ktora dzieli sie obowiazki, tylko sabotazysta i balast.
![]() |
michal-liduk @valser 31 marca 2025 22:39 |
1 kwietnia 2025 00:06 |
Rozumiem. Kontrole niejednemu człowiekowi uprzykrzyły życie, a takie ich nasycenie w krótkim czasie to już masakra. Słyszałem nawet o sposobie, by specjalnie pokazać jakieś drobne zaniedbanie, by coś tam mieli i sobie poszli - w ogólnym rozrachunku może to być mniej straconego czasu/nerwów. Chociaż to już zależy od szczegółów.
A co do tego subiektywnego pojmowania czasu - to zgadzam się z tym co przywołał bosman80. Gdy byłem dzieckiem, czy we wczesnym nastoletnim wieku zdarzało mi się nudzić. Obecnie czas biegnie dużo szybciej i wybiera się priorytety.
Świętokrzyskie, tam gdzie Wisła jest jego granicą miało spore problemy w czasie powodzi. Pamiętam, że w Komorowie w gminie Pacanów przerwali wał, było ostro. Przy kolejnej powodzi, chyba w 2000 roku, gdy straty były dużo mniejsze, wiedziony ciekawością wszedłem na wał, dookoła było mnóstwo straży, brakowało może maks pół metra, by woda zaczęła się przelewać.
![]() |
Szczodrocha33 @BTWSelena 31 marca 2025 20:38 |
1 kwietnia 2025 05:34 |
"A życie Valserze jest tak krótkie jak dobry urlop.Myślę,ze miałeś interesujące życie,ale z pewnością zawdzięczasz to lekcjom wzlotów i doświadczeń,oraz ciężkiej nauce. Nie każdy w sile wieku nawet tej sześciesiątki kończy szczęśliwie i z takimi przyjaciółmi u boku."
Nie, no pani Seleno, po co ten czas przeszły?
Pan Piotr cały czas ma interesujące życie, i jest w formie.
Zdrowia i pomyślności Szczodrocha życzy , panie Piotrze.
Na pohybel wszystkim jajogłowym i sukinsynom.
![]() |
OjciecDyrektor @valser |
1 kwietnia 2025 08:26 |
1997....ehhh...to był rok mojego pierwszego samotnego wyjazdu w zagraniczne góry - do Słowacji. 3 tygodnie chodzenia w konpletnej samotności, bo była jesień, a Słowacy nie chodzili wtedy jeszcze po górach. Było tanio, choć czerstwo, czyli taka późna komuna, bo sklepy na wsiach czynne byly do 17 max do 18-stej. W Czechach było podobnie, choć jedzenie jeszcze tańsze, niż na Słowacji. Po 3 latach (od 2000) wszystko tam się zmieniło....ceny poszły w górę, sklepy dłużej otwarte (choć sobota to był handlowy koszmar).
![]() |
Zdzislaw @valser |
1 kwietnia 2025 15:44 |
Naprawdę podziwiam, ale też - co tu ukrywać - po trosze zazdroszczę. Oczywiście ze świadomością, że "każdy jest kowalem swojego losu". A jaki kowal, taki jego los! Więc - kowalu Piotrze - trzymaj dalej ten swój "ster" tak mocno i udanie jak do tej pory!!! I oby tych dziesięcioleci było jak najwięcej!!!!!!
Nieco zabawy (jak zwykle) przy czytaniu "googlowskich" tłumaczeń na język polski. Nagminnie "Googiel" myli rodzaje (męski z żeńskim i na odwrót) i często, gdy zwraca się się do "widowni" (w filmikach na YT), to zawsze w liczbie pojedynczej zamiast mnogiej.
![]() |
valser @Zdzislaw 1 kwietnia 2025 15:44 |
1 kwietnia 2025 18:42 |
Ja mialem kilka takich sytuacji, ze towarzystwo chcialo mnie ujezdzic, zebym chodzi jak kuc w kieracie. Jakiez bylo zdziwienie, ze zamiast kompromisu, wolalem stracic i zostawic towarzystwo w dzikim stepie, tracac przy tym czas i swoj wklad w biznes, dajac jednakowoz szanse na to, zeby towarzystwo pokazalo swoje madrosci i to na co ich stac. Z oddali moglem podziwiac kwasne miny i to jak bardzo sie w ocenach pomylili. Generalnie zawsze tak robie jak sie okazuje, ze umawiam sie na jedno, a dostaje jakis ersatz albo substandard. Placi sie cene, ale w sumie kto tam liczy koszty, ktore nie tylko w pieniadzach sie liczy. Koszty zwykle sa duze, tak samo duze jak spokoj jak sie odcina line.
Ja w tym roku bede mial kilka ekwilibrystycznych spietrzen i jazde bez trzymanki. No, ale jak to jest wszystko zaplanowane, to powinno sie udac, bo zwykle sie udaje.
Z sesji z Ramonem, mistrzem Swiata, bylo mase frajdy i wyniki wieksze i lepsze niz sie spodziewalem. Mialem sesje zaplanowana na swoje ujecia, potem Ramon wrzucil kilka swoich pomyslo, a na koncu fotograf zrobil jeszcze "wejscie Smoka" i mam dwa razy tyle ujec niz planowalem. Czeka nas jeszcze jedna sejsa w plenerze za jakies 2 miesiace, jak sie zrobi pogoda i dojedzie nowy wzor kimona sygnowany dla mistrza Swiata.
Plener jest bajkowy, zaledwie 25km od miejsca w ktorym mieszkam. Frajda jest zaplanowana.
![]() |
qwerty @valser 1 kwietnia 2025 18:42 |
1 kwietnia 2025 21:47 |
Pięknie i z rozmachem musi się udać
![]() |
Zdzislaw @valser 1 kwietnia 2025 18:42 |
2 kwietnia 2025 04:08 |
Ale nasze Morskie Oko "tyz pikne"
![]() |
valser @qwerty 1 kwietnia 2025 21:47 |
2 kwietnia 2025 10:47 |
Mam rozpoczetych kilka nowych projektow, ktore niestety wymagaja czasu na rozwoj i cierpliwosci. Ale oferte robie w tej chwili globalna. W maju sa mistrzostwa Swiata w Lipsku, w Niemczech i tam zaczne swoja przygodei bezposrednie rozmowy.
Robie cos wlasnego, pozytywnego z zaangazowaniem innych ludzi. To juz w tej chwili przynosi rezultaty i daje satysfakcje. Najlepsze w tej materii jeszcze przede mna i wiele zabawy po drodze.
![]() |
valser @Zdzislaw 2 kwietnia 2025 04:08 |
2 kwietnia 2025 11:01 |
Podobne klimaty jak Morskie Oko, tylko jeszcze wiecej drzewostanu wokol. Tam schronisko jest nad samym jeziorem. Pare lat temu mialem tam swoja najwieksza w zyciu slizgawke.
W ciagu jednej nocy, bez opadow sniegu, przy zupelnie bezwietrznej pogodze, temperatura spadla dominus dwudziestu stopni i trzymala przez kilka dni. W efekcie postalo lodowisko z perfekcyjna tafla.
Sprzet do plecaka (lyzwy i piwo), spacer pod gore jakies poltorej godziny od ostatniej stacji kolejowej. Ale byla zabawa!