-

valser : Bramki strzelone na wyjeździe liczą się podwójnie

Podróż. Do świata pełnego głębi i znaczeń

Okres Wielkiego Postu w tym roku to dla mnie czas pielgrzymowania. Kontynuuje swoj rozłożony na lata plan pielgrzymowania do miejsc związanych ze św. Maurycym.

Pielgrzymowałem w tym roku do Płocka odwiedzić relikwiarz św. Zygmunta, króla Burgundii,

- byłem w Bad Zurzach u grobu św. Wereny, 

- i w klasztorze Einsiedeln, gdzie znajdują się relikwie św. Maurycego i św. Benedykta.



Plan podróży na Synaj, do klasztoru św. Katarzyny miałem gotowy już od kilku miesięcy, ale nie budził entuzjazmu ekipy, z która miałem tam jechać. Pierwszy argument był taki, że Synaj to jest przygraniczne terytorium, za którym toczy się wojna w Gazie, że niebezpiecznie, że kontrole, wojsko, ludzie z bronią itp. Taka jest propaganda i miejscowi ludzie, którzy na Synaju żyją z turystyki czują spadek zainteresowania w ostatnim półroczu. Dla mnie to był oczywiście argument za tym, żeby jechać, bo nie będzie taliego tłoku i czekania w różnych miejscach na swoją kolej.
Drugi argument był taki, że żona mojego pasierba - muzułmanka, nastawiona ambiwalentnie lub nawet niechętnie do programu wyjazdu będzie się po prostu nudzić. No, ale to nie mój problem. Ostatecznie powiedziałem, że jak mają z tym problem, to ją po prostu jadę sam i to dla mnie nawet będzie lepiej, bo nikt mi nie będzie swoim znudzeniem i strachem wytwarzał ciśnienia.

Nie będzie żadnym odkryciem jeśli napiszę, że nie tylko moim sposobem - warunkiem koniecznym dobrych wspomnień, które nawet po latach są żywe i świeże jest intensywne przeżywanie życiowej treści.
Rollercoaster i szybkie przemieszczanie się między różnymi matrixami to sposoby, które mi się sprawdzają w tych zakresach.


4 marca sędziowałem swój ostatni w sezonie mecz hokejowy. Około godziny 23 schodziłem z lodowej tafli, a dziesięć godzin później siedziałem w samolocie do Kairu. Niedospana noc, cztery i pół godziny na siedząco, samolotowa klimatyzacja nie sprzyjały pomeczowej regeneracji, a pierwszy strzał zmiany klimatu i temperatury po wylądowaniu pogłębiał tylko stan przemęczenia i skołowania organizmu.
Parę tygodni przed wyjazdem miałem pomysł, żeby wynająć samochód i pojeździć nim po Egipcie. Zrezygnowałem jednak z pomysłu z kilku powodów, o których nie ma sensu mówić.
Po wylądowaniu czekała mnie jednak prawdziwą niespodzianka. Zamiast podesłanej taksówki czekała na mnie ekipa z samochodem, którym miałem powozić.
Fura nie byle jaka - W123 Mercedes z 1979 roku.


Jazda samochodem po Kairze to egzotyczna przygoda ze względu na niepowtarzalny styl jazdy miejscowych.
Przepisy o ruchu drogowym są zdecydowanie bardziej liberalne niż w Europie, podobnie jak poziom badań technicznych pojazdu decydujący o odpuszczeniu do ruchu.
Jedyny przepis jaki wydaje się optymalnie funkcjonować, to ten, że na czerwonym świetle jednak trzeba się zatrzymać.
Nie wolno też jeździć po chodnikach. No, ale ten przepis jest też praktycznie zabezpieczony tym, że krawężniki mają po 30cm wysokości, żeby autem nie dało się wjechać.
Poza tym to właściwie wolno wszystko. Pierwszeństwo w ruchu ma ten, kto jest pierwszy. Nigdzie nie widziałem znaku »ustąp pierwszenstwa przejazdu«. A nawet gdyby gdzieś wisiał, to i tak jako martwy przepis. Zmiany pasa ruchu nie sygnalizuje się kierunkowskazem, bo i tak nie ma żadnych pasów, a jak są, to nie wiadomo po co to jest na jezdni namalowane? Podobnie nie sygnalizuje się skrętu w lewo czy w prawo. Do tego służy klakson - na zasadzie "uwaga! jadę!". Na ulicy jednokierunkowej można się spodziewać, że jednak to nie do końca jest jeden kierunek, a parking i postój jest tam, gdzie stanie samochód. Piesi chodzą sobie między samochodami na drodze z wieloma pasami ruchu. Pasy dla przejścia dla pieszych to niepotrzebne marnowanie farby. Mudi, szwagier mojej pasierbcy, był moim pilotem więc wiedziałem dokąd jechać. Jazda w centrum jest na grubość lakieru i trzeba przyjąć, że każdą sytuacja jest możliwa i nie ma czemu się dziwić. Z pewnością będę to długo pamiętał, chociaż nie koniecznie często wspominał.
Wieczorem w dniu przyjazdu byłem jeszcze na spotkaniu z rodziną, gdzie umówiłem się na wizytę w szwalni, bo zamierzam szyć bawełniane ciuchy w Egipcie, a dwadzieścia cztery godziny później byłem już w nocnym autobusie jadącym na półwysep Synaj. Cel wyjazdu wstąpienie do klasztoru św. Katarzyny i wejscie na górę Synaj.
Autobus (busik) odjezdzial że stacji Tahrir - placu położonego obok hotelu Ramzes Hilton.
Problem z ta "stacja" jest taki, że to jest po prostu plac dwa razy większy niż krakowski rynek i nic na nim nie jest oznaczone. Bus miał odjechać o północy. Teoretycznie. W rzeczywistości odjechaliśmy o pierwszej w nocy, trzykrotnie zmieniając omówione lokalizację, gdzie bus będzie się zatrzymywał. Wszystkie bagaże kierowca umieścił na dachu, przymocowując je do dachowego bagażnika gruba lina.
Zaczęliśmy więc podróż za jeden uśmiech. 450 km, planowanej na sześć godzin.
Po drodze pięć kontroli dokumentów, a przy wjeździe w rejon kanału Suezkiego wszyscy musieli wysiadać z autobusu, kierowca ściągał wszystkie bagaże, które każdy dostał do ręki i przechodził kontrolę taka jak z podręcznym na lotnisku. Potem znowu kierowca spinał bagaże na dachowym bagażniku i dalej w trasę. Stop na Suezie trwał godzinę.

Do osady St.Catharina przyjechaliśmy o dziewiątej, z trzygodzinnym opóźnieniem.
Zameldowaliśmy się w Bedouin Camp, lokalnym przytulisku dla turystów i nie chcąc tracić dnia podjechaliśmy pod klasztor, który jest otwarty dla pielgrzymów/turystów tylko rano, od 9.00 do 11.30.
Tam przed wejściem czekała nas kolejna kontrola ze skanowaniem i przeglądem rzeczy osobistych. Ostatnie kilkaset metrów trzeba przebyć na piechotę idąc lekko pod górę. Wstępowanie w wymiarze przenośnym i dosłownym.
Wstępowanie do miejsca pełnego znaczeń i tajemnic wiary nie wymaga snucia opowieści o historii miejsca i skarbach, które w cudowny sposób ocalały i dotwały do naszych czasów.

https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=53
https://biblia.deon.pl/rozdzial.php?id=69



W tym dniu, w którym byłem, to sporą grupę wstępujących do klasztoru stanowili Rosjanie. Nie ma w tym nic dziwnego, bo to klasztor należy do prawosławnych Greków. Miałem ponadto wrażenie, że część odwiedzających klasztor jest rozczarowana i jest na wycieczce przypadkowo z jakiegoś all inclusive. Jeśli ktoś wybiera się do św. Katarzyny i liczy na jakieś fajerwerki turystyczne to się srogo przeliczy.
Takich nieświadomych turystów, zaskoczonych tym, że wszystko można obejść w kilka minut i na dodatek nie można robić zdjęć i na wejściu czepiają się, że nie można wejść w krótkich spodenkach i będąc mężczyzną trzeba pożyczyć chustę i przewiązać się tak, żeby nogi były zakryte - to też było paru. No, ale nie dziwi nic - świat niestety zdziczał i spoganiał.

Wchodzi się do klasztoru-fortecy małymi drzwiami w murze, potem przez bramę i schodami w górę na niewielki niewielki dziedziniec, który prowadzi wprost do klasztornego kościoła, w którym można się pomodlić, ale nie można »zwiedzac«, czy robić zdjęcia. Wychodząc z kościoła osobnym wyjściem przechodzi się obok studni Mojżesza, a następnie idąc dalej kilkanaście metrów dochodzi się do Gorejącego Krzewu.

Obok, drewnianymi schodkami w górę jest wejście do skarbca klasztoru, gdzie eksponowane są najcenniejsze ikony i dokumenty. Najstarsze z nich datowane IV -VI wiek, kiedy powstawał klasztor.
W skarbcu moja największą uwagę przykuła ikona Chrystusa Pantokratora z VI wieku, pergamin z nowego znaleziska z 1975 roku Kodeksu Synajskiego (większości stronic tego pergaminu znajdują się w Londynie, Lipsku i w Moskwie - ukradzione przez niemieckiego »naukowca« Tischendorffa, sprzedane później do Rosji, a w latach trzydziestych ubiegłego wieku odsprzedane przez Stalina za 100 tysięcy funtów do British Museum) oraz kamienny sarkofag-relikwiarz św. Katarzyny.
Ikona Chrystusa Pantokratora to majstersztyk i na dodatek zachowany w doskonałym stanie. Patrząc na kunszt, nasycenie kolorów aż trudno uwierzyć, że to dzieło liczy sobie szesnaście wieków.

(zdjecie z wiki)
Niecałe dwie godziny spędzone w klasztorze minęły niezwykle szybko, a my bez śniadania, tylko na wodzie i prowiancie, który zabraliśmy na drogę wylądowaliśmy na obiedzie w jedynej w okolicy restauracji Cleopatra, zastanawiając się przy tym jak zagospodarować pozostała część dnia?
Wszyscy byliśmy zmęczeni nocna podróżą i krótkim snem przerywanym kontrolami. Było stosunkowo wcześnie, ok. godz. 13 i padł pomysł, żeby jeszcze w ten sam dzień wejść na górę Synaj. Ją chciałem wrócić do obozu i się przebrać, bo byłem ubrany jak biały człowiek, który wstępował do klasztoru - w ciuchach mało nadających się do górskiej wędrówki. Jedynie buty miałem pseudotrekkingowe, z podeszwa dostosowana do kamienistego podłoża.
No, ale »jak wrócimy do obozu to stracimy najmniej godzine«. Zamówiliśmy więc powrotny transport w okolice klasztoru i zrobili rezerwację na wielbłądy, którymi daje się pokonać większą część trasy - ok. cztery i pół kilometra pod górę - jak się okazało później to nie był głupi pomysł, bo zyskaliśmy na czasie i zaoszczędziliśmy na bilansie energetycznym. Zwierzęta pokonują tą trasę tylko pod górę, a ostatni stromy odcinek - ostatnie pół godziny wspinaczki można pokonać tylko na własnych nogach.


Mniej więcej od połowy trasy pod górę mój wielbłąd zaczął zdradzać oznaki zmęczenia i jako jedyny z całej naszej czwórki był zlany potem. No, ale nie dziwota - z uprzężą i siodłem targał grubo sto kilo pod górę. W tamtym momencie przypomniały mi się te wszystkie zakopiańskie aktywiszcza, które drą paszczę, że konie ciągną jakieś bryczki pod górę po asfalcie.
Te wielbłądy wykonują ta trasę 2-3 razy w tygodniu. Beduini, którzy prowadzą ten turystyczny biznes dbają o zwierzęta, bo tej mało przyjaznej człowiekowi okolicy nie ma innych możliwości zarobkowania. Są skały, góry i pustynia.
Patent jest taki, że 10 letni chłopak zostaje przysposobiony do tego, żeby się opiekował wielbłądem i przez następne kilkanaście lat jest do tej pracy przywiązany. Musi zwierzę oporządzić, czyścić, karmić, poić i całą czas się nim zajmować. Do śmierci zwierzęcia. Wtedy zwykle zostaje przewodnikiem grup turystycznych. Na górę Synaj nie ma możliwości wejcia bez lokalnego przewodnika. To jest o tyle mądre, że w razie jakiejś awarii ma się do dyspozycji kogoś, kto mówi po angielsku i w lokalnym języku.
Góra Synaj to przeszło 2200mnpm, co czułem wyraźnie w płucach. Ostatnie kilkaset metrów każdy z nas pokonywał we własnym tempie. Mnie zależało, żeby być na górze wcześniej i mieć swój czas, zanim ekipa do mnie dobije. Nogi zaskakująco dobrze znosiły wysiłek, ale brakowało tchu i momentami kręciło mi się w głowie z braku tlenu i ogólnego zmęczenia i niewyspania.
Na szczycie spędziliśmy ok. pół godziny. (widok ze szczytu)


Popularna jest wspinaczka poranna. Większość wspinających się na górę Mojżesza startuje ok. drugiej w nocy, z latarkami, żeby być na szczycie o wschodzie słońca i robić romantyczne zdjęcia. Padła więc propozycja, żeby może poczekać do zachodu słońca dla zdjęć.
Ciężko mi szło wytłumaczyć, że jesteśmy w wysokich górach, że po zmroku temperatura spadnie i schodzenie po ciemku w stanie kiedy nie przespaliśmy ostatniej nocy i mamy cały długi dzień w plecach, to jest pójście na głupie ryzyko, które może się jeszcze bardziej głupio skończyć. Brak tlenu skutecznie blokuje racjonalne myślenie i wyparcie myśli w typie »jestesmy tu prawdopodobnie pierwszy i ostatni raz« idzie ciężko, a brak romantycznych zdjęć w albumie jest kluczowym argumentem. O instagramie już nie bede wspominał...
No, ale każdy czuł argumenty w kościach i po prostu zacząłem schodzić w dół.

Zmrok, a później ciemność dopadła nas i tak w połowie trasy, co znacznie wydłużyło nasze schodzenie. Do campu dotarliśmy po godzinie dwudziestej pierwszej w stanie gorszym niż rozładowana zimą Tesla. Nikt nie miał siły przy kolacji rozmawiać, ani przeżuwać pokarmu.
Kładąc się spać zaliczyłem taki body shut down, jakiego jeszcze nie miałem. Poczułem nagle wyziębienie dłoni, których nawet w rękawiczkach nie potrafiłem rozgrzać przez długi czas, a po kilku godzinach snu dostałem takich skurczy w nogach, że nie wiedziałem jak sobie z tym poradzić, bo jak jedne mięśnie próbowałem rozciągnąć, to inne mi się kurczyły. Zabawa trwała jakąś godzinę.

Rano zwlekliśmy się na śniadanie, jak kuchnia się zamykała. No, ale się okazało, że ja to jeszcze jestem w jakimś stanie używalności. Całą reszta ekipy wyglądała jak zombie, co mnie przyprawiało o salwy śmiechu, bo oni wyglądali gorzej niż przy kolacji.
Zaczęliśmy funkcjonować dopiero od południa i pojechaliśmy SUVem w synajską pustynię. Spokojny dzień, bez fizycznego czelendzu.

Wieczorem wczesna kolacja i beduińska herbata przy ognisku.

Trzeciego dnia rano pojechałem jeszcze raz do klasztoru i czas spędziłem w kościele na modlitwie. Po południu czekała nas podróż powrotna do Kairu z kontrolami po drodze. Poszło to trochę szybciej, ale też trwało godzinę dłużej niż planowana podróż.



Nastepna podróż do koptyjskich klasztorów św. Antoniego i św. Pawła na Wschodniej Pustyni. Kiedy? Zobaczymy.

Napiszę  jeszcze o jednej sprawie w tym tygodniu.

 



tagi: synai  klasztor sw.katarzyna  kodeks synajski  chrystus pantokrator 

valser
26 marca 2024 01:41
34     1645    16 zaloguj sie by polubić

Komentarze:

DrzewoPitagorasa @valser
26 marca 2024 05:30

Piękna ta ikona. 
Wkościele Zbawiciela na 5 Alei na Manhattanie  jest taka sama,   ogromna, na całej ścianie za głównym ołtarzem. Robi niesamowite wrażenie gdy się wchodzi do tego kościoła. 

 

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @valser
26 marca 2024 06:20

Einsiedeln - szwajcarska Częstochowa.

Gdybyś tak szybko nie podchodził na 100%, a zmniejszył tempo tak do 66%, to byś spokojnievpidszedł pod górę bez zatrzymanki i miał więcej energii. Żadny odpoczynej sni posiłek nie wyrówna nadmiernego ubytku energii i stąd twój bilans energetyczny spadł poniżej linii "sygnalnej". Twoi znajomi też szli na maxa, a że byli mniej wytrenowani, to zjazd mieli o wiele gorszy.

Sen zawsze wygrywa z głodem i jak się jedt bardzo zmęczonym, to zwyczajnie nie chce się jeść i....spirala deficytu energetycznego się jeszcze bardziej nakręca.

Wszystko to przetrenowałem na własnej skórze...:). W sumie i tak dobrze, że chciało Ci się jeść śniadanie...:). Z reguły kończy się poranny "posiłek" na wypiciu czegoś i koniec. 

Piękne pustynne krajobrazy. Zwłaszcza te skały. To jest mohe marzenie. W Polsce oglądałem tylko namiastkę pustyni piaszczystej w rejonie Wydm Czołpińskich na terenie Słowińskiego Parku Narodowegi. Urocze to było, ale to jednak tylko "piece of Africa".

Rosjanie faktycznie wyglądają na wycieczkach na takich smutnych, zmęczonych, jakby byli w terenie za karę i jakby marzyli tylki o bani, wódce i jedzeniu, no i o tańcach. Może to dlatego, że oni nie potrafią zachwycać się historią, upływem czasu. 

Wycieczki solo są ZAWSZE udane. Jesteś wtedy władcą czasu....:)

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @valser
26 marca 2024 06:25

Prawosławni Grecy w czasach napoleońskich przejęli podstępem praktycznie wszystkie ważniejsze miejsca kultu katolickiego na obszarze ówczesnej Porty. Tak było m.in. z Grobem Pańskim w Jerozolimie. A teraz utrwala się stereotyp, że oni tam "przetrwali", że jako jedyni się tak naprawdę "opiekowali". 

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @valser
26 marca 2024 06:50

Kilka dni temu przeczytałam zywot św Antoniego Wielkiego spisany przez św Atanazego w "Żywotach Ojców". Szczerze polecam tę pozycję. Zawiera żywoty Swiętych Pańskich działających w tamtych rejonach i daje to fantastyczny obraz warunków, w jakich przyszło im żyć i głosić słowo Boże. 

Serdecznie pozdrawiam i życzę Radosnych Świąt Wielkanocnych! 

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @OjciecDyrektor 26 marca 2024 06:25
26 marca 2024 06:51

To prawda, bo te pustelnie i klasztory były katolickie. 

zaloguj się by móc komentować

atelin @valser
26 marca 2024 08:36

"Jazda samochodem po Kairze to egzotyczna przygoda ze względu na niepowtarzalny styl jazdy miejscowych.
Przepisy o ruchu drogowym są zdecydowanie bardziej liberalne niż w Europie, podobnie jak poziom badań technicznych pojazdu decydujący o odpuszczeniu do ruchu.
Jedyny przepis jaki wydaje się optymalnie funkcjonować, to ten, że na czerwonym świetle jednak trzeba się zatrzymać.
Nie wolno też jeździć po chodnikach. No, ale ten przepis jest też praktycznie zabezpieczony tym, że krawężniki mają po 30cm wysokości, żeby autem nie dało się wjechać.
Poza tym to właściwie wolno wszystko. Pierwszeństwo w ruchu ma ten, kto jest pierwszy....
"

 

Piękny opis, w zasadzie kabaretowy, kiedy można to powspominać na spokojnie. W Paryżu na rondach też lepiej zamknąć oczy i jechać.

A tutaj coś na poprawę humoru: https://www.youtube.com/watch?v=SvksU0hch08

 

zaloguj się by móc komentować

ArGut @valser
26 marca 2024 08:45

AŻ SIĘ CHCE JECHAĆ !

zaloguj się by móc komentować

Paris @atelin 26 marca 2024 08:36
26 marca 2024 09:44

Super,...

...  ale  ronda  paryskie  -  zwlaszcza  to  przy  LT  -  sa  do  przejechania  !!!

zaloguj się by móc komentować

Zdzislaw @valser
26 marca 2024 09:52

Gdyby tak mieć chociaż ze dwadzieścia lat mniej!!! Ale cóż - przynajmniej jest co poczytać! Wielkie dzięki!!!

zaloguj się by móc komentować

Paris @valser
26 marca 2024 09:58

Piekna  sprawa,  Valser`ku,...

...  szczegolnie  ta  okazja  do  bycia  w  tak  swietym  miejscu...  no  i  przy  tym  wyjatkowa  modlitwa  jest  dla  mnie  godna  pozazdroszczenia  !!!

Ladnych  pare  lat  temu  mialam  WYJATKOWA  okazje  pojechania  do  TA  i  Ziemi  Swietej...  i  to  prawie  gratis,  kosztowalby  mnie  tylko  samolot,...  ale  niestety  nie  mialam  paszportu,  a  to  byl  najwazniejszy  warunek,  bo  do  Francji  wyjechalam  juz  bez  paszportu,...  niecaly  rok  po  naszej  akcesji  do  tego  ,,pier*****ka  Lunijnego,,...

...  choc  znajoma  wspominala  mi,  ze  moglabym  sobie  ten  paszport  wyrobic,  tak  na  wszelki  nieplanowany  ,,sluczaj,,...  ale  tak  pewnie  musialo  byc,  wszystkiego  nie  dasz  rady  przewidziec  i  zaradzic.

Fajne  zdjecia,...  a  ikona  Chrystusa  naprawde  piekna.  No  i  dodatkowe  pytanie  -  czy  ta  gustowna  ,,czapeczka,,  na  Twojej  glowie,  ma  swoja  nazwe,  czy  to  moze  jest  tylko  jakas  fantazyjnie  zalozona  chusta  ???

 

zaloguj się by móc komentować

bolek @valser
26 marca 2024 10:00

Piękna relacja! Jak zwykle :-)

A propos rosjan. Przeglądając oferty lotnicze z przesiadką w Dubaju, z niejakim zdziwieniem zauważyłem, że jedno z lotnisk jest jakby dedykowane dla rosyjskich samolotów. No dobra, jutro będzie tam lądował również samolot z Warszawy, ale np dzisiaj to wyłącznie Moskwa, Petersburg, itp itd. Przedziwnie te "sankcje" działają. Sorry za mały OT.

zaloguj się by móc komentować


Paris @bolek 26 marca 2024 10:00
26 marca 2024 10:16

A  pojutrze  z  Kijowa  !!!

W  koncu  sankcje  swietnie  SIE  OMIJA,...  a  jeszcze  lepiej  na  nich  zarabia.  To  od  wiekow  ZNANA  prawda.

zaloguj się by móc komentować


BeaM @valser
26 marca 2024 10:40

Super ta relacja, a podróż do pozazdroszczenia. Zasady ruchu drogowego widzę identyczne jak w Palermo, samo przejechanie przez to miasto bez szwanku uważam za jeden z moich największych sukcesów motoryzacyjnych. To takie unikatowe miejsce, gdzie pierwszenstwo jazdy mają wszyscy. Do Bad Zurzach też chcę się kiedyś wybrać na grób tej wspaniałej świętej, prawie imienniczki, a właściwie to nickiczki. Patronuje zresztą mojej firmie, więc to w zasadzie mus i może od pielgrzymki do niej powinnam zacząć jakiś nowy business plan ;)

zaloguj się by móc komentować

BTWSelena @valser
26 marca 2024 10:42

Dzięki Valserze za dobrą i pasjonującą dla mnie notkę z pielgrzymki.Dla mnie to piękny prezent na Święta Wielkanocne i poczułam się zdrowiej czytając. Jest inna od wszelkich odkryć i trosk na SN. Bo przecież we świecie toczą się dla ludzkiego gatunku,alternatywy dla przetrwania ludzkości w którą stronę powiodą nas szurnięci na umysłach wodzusiowie świata...

Synaj- a przecież toczy się tam wojna w tych regionach nie na żarty,a jednak można być normalnym i odbyć pokojową pielgrzymkę i ogarnąć świat z tej wysokości modlitwą.

Nie dziwię się ,że Twój wielbłąd spocił się deczko wspinając się z ciężarem słusznego kawał chłopa.Sama myśl ,że spoglądałeś z wysokości wielbłąda,napawa mnie szacunkiem,że "trza" mieć odwagę,bo wielbłąd ,to nie mały osiołek. Zanim dobrnąłeś do celu mi w połowie już brakło tchu....

Fotos są piękne i jest inaczej gdy ktoś na żywo opowiada swoje przeżycia. Czekam na ciąg dalszy z pielgrzymek.. dzięki i z tysiąc plusów dorzucam.

zaloguj się by móc komentować

Alfatool @valser
26 marca 2024 10:45

Jasny cel, konsekwencja i moc ducha zaprowadzą wszędzie. Tu, przed Jego oblicze.

Czytałem kilka tygodni temu w jakiejś książce (odnajdę) relację z tego miejsca. Ten krzew Mojżesza rosnący przy klasztorze próbowano wielokrotnie rozsadzić i przenieść w inne miejsca. Podobno ani razu się to nie udało.

Powodzenia w trafianiu w pozostałe cele.

 

zaloguj się by móc komentować

qwerty @valser
26 marca 2024 14:02

Po zrobieniu 700tys. km mercedesem od nowości musiałem go pożegnać i zjawili się kupcy dali parę stówek i na pytanie co będzie z autem dalej, odpowiedż: do Afryki pojedzie.

zaloguj się by móc komentować

Matka-Scypiona @qwerty 26 marca 2024 14:02
26 marca 2024 14:14

I zrobi 1 mln kilometrów

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @qwerty 26 marca 2024 14:02
26 marca 2024 14:18

Sprzedaż używanych, starych aut to eldorado. Wszystkie ladują w Afryce i ba Bliskim Wschodzie z fantastyczną przebitką. A po wprowadzeniu tych "norm ekologicznych" to będzie jeszcze lepiej. Wszystko idzie niby jako złom, bo cło, a tam na miejscu nastepuje magiczna transformacja 

zaloguj się by móc komentować

Alberyk @valser
26 marca 2024 16:25

Dziekuję za super relację i motywację do wyjazdu. Może w końcu się uda :-)

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @OjciecDyrektor 26 marca 2024 14:18
26 marca 2024 21:31

W punkt.

I nie jest to nowy zwyczaj, ani krainy ...

 

P.S.

 jako złom

To chyba najtańsza forma przekazu ?

 

 

 

zaloguj się by móc komentować

valser @DrzewoPitagorasa 26 marca 2024 05:30
26 marca 2024 21:49

Tak. Nie moglem od niej oczu oderwac. Kunszt, jakosc, glebia, piekno, harmonia, proporcja, symetria. Historia tej ikony to wyznacznik dla calej sztuku sakralnej.

zaloguj się by móc komentować

valser @OjciecDyrektor 26 marca 2024 06:20
26 marca 2024 22:02

Praca w polu grawitacyjnym to efektywny trening. Szedlem swoim tempem, co 50-70 krokow robilem krotkiego pit stopa. Kumulacja wszystkiego - brak regeneracji po meczu hokejowym, samolotowa przelot, brak snu, zmiana klimatu, wjazd z poziomu morza na dwa tysiace metrow w jeden dzien, lekkie odwodnienie, no i pare dobrych kilometrow w trudnym terenie. Zdziwienia nie bylo.

Krajobrazy pustynne sa hipnotyczne, wcale nie sa monotonne. Jak wracalismy z pustynnego safari spotkalismy setki krazacych bocianow, ktore zrobily sobie ladowisko przed wyprawa na polnoc Europy.

zaloguj się by móc komentować

valser @Paris 26 marca 2024 09:58
26 marca 2024 22:11

"Czapeczka" to chusta, lokalne, arabskie, tradycyjne nakrycie glowy. Mowia na to kufija lub shemagh. Sa dziesiatki sposobow zakladania, wiazania i noszenia tej chusty. Beduini na Synaju, nalezacy to plemienia gorskiego Jebeliya zamieszkuja te tereny od czasow cesarza Justyniana, czyli jakies 1600-1700 lat. Nosza te tradycyjne chusty w kolorze bialo-czerwonej kraty i wiaza je w charakterystyczny sposob. Ja wlasnie mam ta swoja kufije zawiazana na sposob Beduinow Jebeliya.

zaloguj się by móc komentować

MarekBielany @valser 26 marca 2024 22:02
26 marca 2024 22:20

monotonne

Kres stereło.

 

 

zaloguj się by móc komentować

valser @BeaM 26 marca 2024 10:40
26 marca 2024 22:28

No, to jest pomysl. Jak bedziesz sie wybierac w te strony to dawaj znac.

zaloguj się by móc komentować

valser @BTWSelena 26 marca 2024 10:42
26 marca 2024 22:30

Dlubie kolejny material. Pojdzie jeszcze w TYM tygodniu.

zaloguj się by móc komentować

OjciecDyrektor @valser
26 marca 2024 23:26

No właśnie....hipnotyczne....takie uczucie miałem na Wydmach Czołpińskich. Coś nierealnego.

zaloguj się by móc komentować

Paris @valser 26 marca 2024 22:02
26 marca 2024 23:57

Hipnotyczne...

...  tzn.  jakie,...  chce  sie  spac  ???

zaloguj się by móc komentować

Paris @valser 26 marca 2024 22:11
27 marca 2024 00:02

Dzieki,...

...  postaram  sie  zapamietac,...  ta  ,,kufija  a  la  Jebeliya,,  !!!

Nawet  sie  rymuje.

zaloguj się by móc komentować

valser @Paris 26 marca 2024 23:57
27 marca 2024 05:50

Sen na jawie, bardzo sugestywny i uruchamiajacy wyobraznie. 

Jak wciagajacy film od ktorego nie mozna oczu oderwac. 

Znajac historie o Mojzeszu, wspinajac sie na gore Synaj niemozliwym jest o tym nie myslec i tego nie przezywac. 

zaloguj się by móc komentować

Paris @valser 27 marca 2024 05:50
27 marca 2024 09:08

No  to  udalam  sie,...  z  tym  ,,spaniem,,...

...  ale  gwoli  usprawiedliwienia  sie  to  skojarzylo  mi  sie  z  ,,ezoteryka,,  z  wpisow  Pana  Gabriela  !!!

 

A  tak  serio,  to  musialo  byc  fascynujace  uczucie...  i  pozostajace  na  dluuugo  w  pamieci.  Znajoma  opowiadala  mi  o  swoich  ,,hipnotyzujacych,,  wrazeniach  po  byciu  w  Ziemi  Swietej,...

...  w  kazdym  razie  i  znajomej  i  Tobie  -  ,,tej  hipnozy,,  -  zazdroszcze.  

zaloguj się by móc komentować

MZ @Alfatool 26 marca 2024 10:45
27 marca 2024 15:33

Podobnie jak w Sankuarium Matki Bożej Kwiatów w Bra we Włoszech,kitnące sliwy w grudniu nie moża było przeszczepić w inne miejsce.Tam gdzie Bóg przyłozył swoją dłoń ludzka reka jest bezsilna.

zaloguj się by móc komentować

zaloguj się by móc komentować